14
Wiosna mija strasznie szybko. I lato też. Tak szybko, że zapominam o tym, że może coś powinnam wyjaśnić w moim życiu?
Wchodzimy do Unii i nikt już nam chyba nie uwierzy, że mogło być inaczej... Że 2 lata wcześniej w Niemczech znajomi pukali się w głowę, kiedy pisałam referaty o naszych przygotowaniach do akcesji.
Wyjeżdżam na lato do Szwajcarii, a jesienią jeszcze w samochodzie w drodze z lotniska mama oznajmia mi bez ogródek – to teraz to chyba weźmiesz się za szukanie pracy....
Doświadczenie bolesne – i pokoleniowe. Bezrobocie nadal 18 %, wszyscy wyjeżdżają. 3 języki obce i doświadczenie za granicą wystarczają akurat na posadę za 1200. Skubię się z każdym grosikiem. Wiosną umiera papież i przez tydzień ten kraj znajduje się w stanie wyjątkowym – kto nie przeżył, ten nie wie.
A ja przy aplikacjach i na rozmowach kwalifikacyjnych.
1 kwietnia dostaję 3 oferty pracy. To jest mój kwietniowy cud.
Decyduję sie na Afrykę. To zawsze było moje marzenie i zawsze chciałam.
Rok czasu, i duuuuużo doświadczeń. Wracam – bo bardzo tęsknię. Za moim miastem i za cywilizacją europejską.
Pojawiają się nowi znajomi, tacy których od razu sprawdzamy w trudnych momentach – w Afryce takie momenty zdarzają się częściej niż jesteśmy przyzwyczajeni, toteż przyjaźnie testuje się zdumiewająco szybko. Opowiadam L. po kilku Savannah (pyszny cider made in R. S. A.), że mam w moim europejskim życiu niewyjaśnioną historię – historię mojej przeszłości. Patrzę na siebie oczami kogoś z zewnątrz - L., socjolog z wykształcenia reaguje zdumiewająco – jak dla mnie na ten moment. Zupełnie się nie dziwi. Nie szokuje jej historia, która zadziwia moje otoczenie, historia o której wstydzę się mówić.
Wracam do nowej rzeczywistości w lipcu 2006 r. Zadziwiają mnie kobiety prowadzące miejskie autobusy. Rynek pracy szaleje, koniunktura również. Po 2 tygodniach średniointensywnych poszukiwań dostaję 3 oferty pracy. Zostaję tylko kilka miesięcy. Szykuję się do wyjazdu, po kilku latach – w końcu - do Szwajcarii. Jak myślę o tym teraz, to wiem, że nie chciałam wyjeżdżać, ale zrobiłam to dla niego. Wracam jak niepyszna po 8 miesiącach. Związek trwa jeszcze troszkę, a potem stwierdzam, że nie. Że już nie mogę. Że ile można dawać. Że czasami też trzeba coś dostać.
Luty 2008 – znowu Warszawa. Zbieram się przez kilka miesięcy. Jak na mnie to bardzo powoli.
Dobrych Świąt :)
Dodaj komentarz