25
Nie wiem, jak wyglądałam (na zdjęciach z tego weekendu mam strasznie błyszczące oczy i wypieki, a poza tym nic po mnie nie widać). Ciocia przygląda mi się kątem oka i mówi, że jestem podobna do ojca. Że mam jego uśmiech. Słucham, ale nie wierzę. Od lat słyszę o tym, jaka to jestem podobna do mamy, do jej rodziny.
Kiedy wchodzi i podaję mi rękę, przedstawiając się imieniem i nazwiskiem, na szczęście nie zawodzi mnie poczucie humoru i też przedstawiam się tym samym nazwiskiem. Zaczynamy się śmiać. Nie patrzy się na mnie, a ja próbuję znaleźć to podobieństwo, o którym wspominała ciocia. Pijemy herbatę, a później ojciec zabiera mnie na przejażdżkę po N.S. Coś tam opowiada po drodze, a ja? Brakuje mi słów, zresztą nie przygotowałam się na tą rozmowę, nie spodziewałam się – aby nie zapeszyć – że dojdzie w ogóle do skutku. Cieszę się jazdą i beztroską, oglądam nowe miasto (okazuje się, że jednak tak naprawdę nie nowe). W końcu idziemy do restauracji. Wypijam wodę, a później zamawiam wódkę na lodzie. Pyta się, po co przyjechałam. No właśnie, po co? Mówię tylko to jedno zdanie, że niedługo kończę 30 lat i chciałam się z nim spotkać. Że nie mam żalu, że chcę się tylko dowiedzieć, co się stało. Zaczynam się śmiać i opowiadam, że mama wierzy, że był szpiegiem. Hmmm, po kimś mam to pozerstwo, bo strasznie mu się ta historia podoba (myślałam, że to tylko wpływ Warszawki, ale okazuję się, że geny jednak uderzają). Ojciec chyba oczekuje ode mnie czegoś innego, jakiś wyrzutów, złości. Opowiada o alimentach (a jednak płacił), o tym że otrzymywał od czasu mojej pełnoletności od mojego pełnomocnika różne pisma (sic! Nikogo nie upoważniałam! Niby jak, przecież o niczym nie miałam pojęcia!). W końcu rzuca bombę: „Matka powiedziała, że nie jesteś moim dzieckiem”. Tracę równowagę, bo na to nie jestem kompletnie przygotowana. Sugeruje, że teraz to on może wystąpić ode mnie o alimenty. Zaczynam się wewnętrznie złościć. Rozmowa przyjmuje obrót zupełnie nie taki, jakiego mogłabym chcieć, gdybym się przygotowała do tego spotkania. Ja mówię mu „pan”, a on do mnie po imieniu. Szlag mnie trafia, zaczynam się zastanawiać, po co tu przyjechałam.
Dodaj komentarz