28
W środę po tym weekendzie dowiaduję się, że wywalili nas z przetargu przez mój idiotyczny błąd – formatując ofertę w tą ostatnią noc wykasowałam niechcący kawałek tekstu. Szef przestaje ze mną rozmawiać.
Spotykam się z P., który mi oznajmia że to ostatni raz, bo jedzie z rodziną na urlop, a potem to się dużo może wydarzyć....
Wieczorem jadę do mamy. Jest sierpień, spadają gwiazdy. Upijamy się Grappą, przywiezioną jeszcze ze Szwajcarii, a ja pytam się, jak mogła mnie tak okłamać. Wścieka się, i po raz kolejny rozmowa idzie nie tak jak trzeba: dopytuje o niego, jak wyglądał, czy się o nią pytał, co powiedziałam, czego i dlaczego nie powiedziałam. Ogarnia mnie wściekłość. Obojgu chodzi nadal o ich gierki, rozgrywają je mimo upływu czasu, a ja na tym cierpię. Przecież to już nie jest ich historia, przecież oni już wszystko między sobą zakończyli, teraz chodzi tylko o mnie, o moją historię. Najbardziej wkurza się, kiedy pytam, czy wie kto jest moim ojcem. Pyta, czy ja mam wątpliwości. I rzeczywiście nie mam: te same gesty, ten sam uśmiech, ten sam sposób mówienia. To że nie musiałam kończyć wielu zdań, a i tak wiedział o co chodzi (i odwrotnie). Jednak geny? A zawsze sądziłam, że socjalizacja?
Następnego dnia dzwonię do cioci, dziękując za opiekę i gościnę i pomoc. I do ojca, informując go, że to jednak on. Nie za bardzo wychodzą mi te rozmowy, ani ta z mamą, ani z ciocią, ani z ojcem. Ale się zbieram, mocno koncentruję i nie odpuszczam. Nie potrafię płakać, choć może to by mi najbardziej pomogło oczyścić atmosferę.
Dodaj komentarz