1
Jutro kończę 30 lat.
Urodziłam się 6 września, prawie 9 miesięcy po zimie stulecia. Tego oczywiście nie pamiętam tylko znam strzępki opowieści.
Zima szła podobno od północy. Sylwester był bezśnieżny, ale rano w Nowym Roku 1979 Polska obudziła się w nowej zimowej rzeczywistości. Moja mama (i bohater tej opowieści) świętowali w Zakopanem. Chyba nieco excessive (po kimś muszę to mieć). Tam zima stulecia nie dotarła, było tylko mroźno i - to nie jest zaskoczenie - Zakopianka stała się nieprzejezdna. Wiem, że zostali tam przez jakiś czas, że to był jeden z ich najlepszych wyjazdów i że mama - nie wiedząc jeszcze o ciąży - przetańcowała cały karnawał na niebotycznie wysokich szpilkach (zamiłowanie do butów też muszę po kimś mieć). Kiedyś mi je pokazała - respect! Pomyślałam sobie, że to chyba przez te szpilki mam nie po kolei w głowie...
A więc organizuję urodziny - dzisiaj wieczorem w podobno najmodniejszym teraz warszawskim klubie. Zaprosiłam przyjaciół, znajomych, przygodnie poznanych ludzi oraz kolegów z pracy (co wprawiło wszystkich w konsternację). To chyba ostatnie urodziny jakie organizuję, bo po trzydziestce chyba nie wypada. Ciekawe jak będzie. Zrobiłam z tego takie duże święto, taki festyn jak zwykle - w nadziei, że zamieszanie i konieczność organizowania mojego prywatnego życia nie pozwoli mi za dużo zastanawiać się nad wiekiem i nad wydarzeniami tego lata. Niestety, służbowo sprawny i odpowiedzialny organizator, w życiu prywatnym od jakiegoś czasu kompletnie zawalam, zwyczajnie nie chce mi się - czekam aż wszystko samo się ułoży :). Oby się ułożyło.