22
Noc nad ofertą niewiele dała. Atakowana myślami poprawiam style, akapity, formaty tabeli. Nie jestem w stanie napisać nic merytorycznie, robię tylko pewne przesunięcia w samej treści, aby lepiej dopasować, to co napisałam, do tego co powinnam napisać. Kłębi mi się w głowie, do tego sms-y od P., telefony od przyjaciół, którym powiedziałam tylko, że mam poważny rodzinny problem (pewnie podejrzewają jakieś historie ze spadkiem po dziadkach). W domu wypijam piwo, choć unikam go od roku, i padam. Wstaję o piątej, idę pobiegać i jadę do firmy. Ofertę drukujemy w strasznym biegu, szef w ostatniej chwili znajduje dużą pomyłkę w kosztorysie i nawet mi puszczają nerwy. Zawożę w końcu szczęśliwie i na czas ofertę, wracam do firmy i odpisuję na najpilniejsze maila. Nie mam czasu za bardzo myśleć: muszę jeszcze załatwić prezenty dla cioci Ani i dziecka przyjaciół z Katowic, u których mam spać, gdyby coś źle poszło. Bilet mam, muszę się jednak spakować, a wieczorem czeka mnie jeszcze imprezka urodzinowa Jo. – pierwsza trzydziestka z cyklu J („Minęły osiemnastki, obrony, wieczory panieński, wesela, poprawiny, a teraz zaczynają się trzydziestki”). Do domu wpadam na 3 godzinki, pakuję się i sprzątam. Bilet na Intercity do Krakowa szczęśliwie kupiłam, pociąg odjeżdża o 7 rano i liczę, że uda mi się wszystko na czas załatwić. Imprezka u Jo. jest super, a potem balujemy jeszcze do 4 w Klubokawiarni. Do domu wracam nocnym, śpię godzinę, a potem już trzeba wstawać na pociąg.