Babcia umiera, kiedy jestem jeszcze na stypendium. Tego, że przyjeżdżam
dopiero na pogrzeb nie wybaczę sobie pewnie do końca życia. Dopiero teraz
zaczynam się zastanawiać, czy mamie przypadkiem nie zależało na tym, abym jednak
została w Niemczech. Może planowane były jakieś rozliczenia?
Dziadek ma prawie 90 lat i zostaje pierwszy raz od 70 lat sam. Siedząc w
Warszawie i ucząc się do ostatnich egzaminów, łapię się na tym, że powinnam być
z nim. Połowę pracy magisterskiej piszę siedząc na wsi u niego. Zima i brak
komputera wygania mnie do Warszawy. Szwajcar oczywiście nie rozumie. Ale ja
chyba nie próbuję mu tłumaczyć, za bardzo boli.
Magisterka powstaje w bólach – materiały wyłącznie po niemiecku, w między
czasie douczanie się angielskiego do CAE, i jeszcze staż. W Polsce szaleje
bezrobocie – 19 %, w które nie wierzy żadne z moich europejskich przyjaciół.
Jest początek 2004 roku, zima, z nerwów, że nie zdążę na czas napisać (studia
udało mi się przedłużyć tylko o semestr), że nie zdam angielskiego i że nie
znajdę pracy, dostaję na całym ciele uczulenia. Swędzi tak, że nie mogę spać.
Właściwie może to lepiej, bo skoro nie sypiam to mam dodatkową motywację do
pisania.
Przypadek jednak rządzi czasami naszym losem – udaje mi się urwać wcześniej
ze spotkania poświęconego sytuacji dzieci- uchodźców w Polsce (akcesja
nadchodzi dużymi krokami, a nasze ustawodastwo pozostawia wiele do życzenia..),
wpadam na chwilkę do domu, aby coś zjeść przed angielskim i znajduję w skrzynce
awizo na moje nazwisko, leżące tam nota bene od kilku dni... Mama gdzieś w
rozjazdach i tym sposobem w drodze na angielski postanawiam wpaść jeszcze na
pocztę, aby tajemniczy list opatrzony skrótem ZPO odebrać. Śmieszne, ale do tej
pory nie zdawałam sobie sprawę, że choć od kilku lat mieszkam sama, to mama
zajmuje się korespondencją, a ja się dokładam do rachunków jak trzeba.
ZPO to „za potwierdzeniem odbioru”.
Potwierdzam i odbieram. List z sądu, wzywający mnie, panią D.J. zam. itd na
rozprawę przed sądem rodzinnym w sprawie alimentów. Miejsce i data. Do tego
kopia napisanego odręcznie listu.
„Ja niżej podpisany, A. J. (a jakże – mój nieżyjący ojciec) nie będę już łożył
na moją córkę D. J. (no bo noszę jego nazwisko, a jakże) bo już jest dorosła,
pracuje (sic!) itd.” Data, miejscowość - N.S. i podpis.
Zapamiętałam tylko to „ja niżej podpisany”.
Przeczytałam jeszcze na poczcie, ale nie uwierzyłam.
Na angielskim bałam się przeczytać jeszcze raz.
Wróciłam do domu i pomyślałam, że moje życie jest takie tandetne. Że się go
wstydzę. Że nie wiem komu powiedzieć. Że nie wiem czy chcę komuś powiedzieć.