Śmieszne, że nawet w takiej chwili myślałam o tym, że muszę skończyć
magisterkę. To chyba chłopskie geny, a może wychowanie sprawiło, że moim
priorytetem stało się ukończenie pisania na czas, tak aby nie płacić za
przedłużanie studiów.
Przez kilka dni, do powrotu mamy, zastosowałam klasyczne wyparcie: staż,
angielski, wstawianie przecinków, sprawdzanie źródeł, dorabianie stopek i
pisanie zakończenia. Kiedy teraz po 6 latach czytam zakończenie, widzę jak
wtedy popłynęłam, jak bardzo uwierzyłam – a może tylko chciałam wierzyć - w
Unię i jej politykę wobec Afryki J. Powiedziałam tylko
jednej osobie – przyjacielowi z liceum (poszliśmy na lunch w modnym wtedy
miejscu 6/12) i dziwnie zareagował. Tzn. zareagował jak mężczyzna, podając mi
gotowe rozwiązanie, na które nie byłam wtedy gotowa.
Mama chyba coś wyczuła. Rozmawiałam z nią kilka razy przez telefon i za
każdym razem powtarzałam że wszystko w porządku, a ona za każdym razem
dopytywała się, czy na pewno. Tak, wszystko w porządku, muszę oddać pracę za
tydzień, a brakuje mi.... tego i tamtego.
Na konfrontację nie miałam scenariusza – rozpłakałam się, pokazałam list i
spytałam się, jak osoba która nie żyje od 25 lat może do mnie wysyłać urzędowe
pisma. Widziałam jak się zmienia na twarzy i jak powtarza, że jak to możliwe,
co za sku... , że co to znaczy.... Nie miała jak zaprzeczyć, a ja, zupełnie w
proszku, nie miałam jak zaatakować.
Powiedziała, że tak, że kilka lat temu dowiedziała się, że ojciec żyje, że
się nagle pojawił w Polsce. Że bała się mi powiedzieć, bo nie wiedziała, jak
buntująca się nastolatka zareaguje. Że babcia (sic!) doradziła jej, aby nic mi
nie mówiła. Że gdyby chciał, to na pewno by się ze mną skontaktował. Że jeśli
chcę to możemy zorganizować spotkanie, ale przecież nie chcę, po tylu
latach.... Że ciocia Ania na pewno wiedziałam co u niego, ale nic nie
mówiła....
To tak w skrócie. Mój nowo odzyskany rozsądek (i tchórzostwo) sprawiają, że
jej wierzę, choć czuję że czegoś nie mówi. Pamiętam, jak szalałam w wieku nastu
lat i wstydzę się za to – może na fali rozliczeń z przeszłością?
Piszę pracę do końca i idziemy opijać obronę z przyjaciółkami. Po alkoholu
i w stresie wdaję się w awanturę z nieznaną laską, która mnie wku... o coś, co
normalnie bym olała. Na imprezie po obronie mówię drugiej przyjaciółce o całej
historii i się wstydzę. Inni widzą, że coś się dzieje i pytają co jest. Nie
jestem w stanie powiedzieć prawdy. Zresztą o prawdę cała historia się rozbija.
Oglądam „M jak miłość” i obiecuję sobie, że nigdy nie będę mówić, że scenariusz
jest wzięty z księżyca.