16
Wiosna zaczęła się nie najlepiej: Holenderka szaleje, chyba zdając sobie sprawę z tego, że nie jest dla nas partnerem. Ciągle piszę aplikacje, chodzę na rozmowy, a Gazeta „Praca” chudnie. W końcu marca idę na pierwsze w moim życiu za to 14-dniowe L4 – odmawia posłuszeństwa prawe ramię, a potem nadgarstek. Lekarz najpierw diagnozuje uraz, a po kilku wizytach dochodzi do wniosku, że to jednak psychosomatyczne. Bezsenność sprawia, że chudnę kolejny kilogram. Zaczynam też biegać – najpierw tylko 5 km, bardzo kontrolnie.
1 kwietnia kolejna rozmowa kwalifikacyjna – w zaproszeniu szef firmy, którą odwiedzam po raz trzeci podkreśla, że to nie Prima Aprilis. Idę na luzie – facet jest sympatyczny i dobrze nam się rozmawiało poprzednim razem – choć chyba dość chimeryczny (odzywa się co kilka miesięcy, podkreślając, że już niedługo coś będą dla mnie mieli). Kiedy proponuje mi przyjście do pracy od 1 maja, w pierwszej chwili myślę, że to żart. Ale jednak.
Na ewaluacji w Fundacji proponują mi kolejną czasową umowę, bez podwyżki. Zaczynam się śmiać. Dziwnie się na mnie patrzą. Kiedy mówię, że to mnie nie interesuje, myślą że blefuję. A ja robię listę projektów i uprzedzam kolegów, o tym, że dostaną niedługo kupę roboty (choć nie zapuszczonej). Holenderka jak szalona biega po firmie i wrzeszczy na mnie, że będzie do mnie dzwonić. Odpowiadam, że proszę bardzo, tylko żeby wcześniej ustalili, co mają mi do zaoferowania.
Do nowej pracy idę jednak w lekkim stresie, ale wszystko powoli zaczyna się układać Po koszmarze przeżytym w fundacji, nie robią na mnie wrażenia dramatyczne historie nowych koleżanek. Czuję jakbym dostała skrzydeł. Kupuję kilka nowych kostiumów, odświeżam kilka znajomości, zaczynam zwiększać przebiegane dystanse i planuję wyjazd na Opener’a. Ktoś z uśmiechem stwierdza, że widać po mnie, że jestem szczęśliwym człowiekiem.
W połowie czerwca wychodzę z koleżankami po pracy na drinka i poznaję P. Jest ode mnie starszy i żonaty. Chociaż mówię najpierw nie – zamienia się ono wkrótce w tak. P. nie obiecuje mi nic poza przyjemnością. Bawi się mną, a ja nim. Chodzę jakbym fruwała, nie sypiam, rano biegam. Czuję jak coś się zmienia. Cały czas myślę tylko o tym, aby się nie zakochać. Z przerażeniem uświadamiam sobie, że nie mam skrupułów, że nie myślę o jego żonie, o jego dziecku, że moje poczynania są ściśle nastawione na osiągnięcie konkretnego celu i niczego więcej. Zaczynam się zastanawiam, co sprawia, że nie czuję się winna.
Trzydziestka puka do drzwi. Organizuję imieninową imprezkę w moim domu dla ponad 30 osób jako przedsmak tego co ma się wydarzyć we wrześniu.